Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później - Aleksander Lwow (recenzja)

Alek Lwow zwyciężyć znaczy przeżyć Na początek kilka słów o autorze. Aleksander Lwow urodził się w 1953 roku. Przygodę ze wspinaczką rozpoczął w latach 70-tych ubiegłego wieku, a pierwsze kroki stawiał w Sokolikach i Karkonoszach. Brał udział w wielu ekspedycjach wysokogórskich oraz zdobył cztery ośmiotysięczniki: Manaslu (8163 m), Lhotse (8516 m), Cho Oyu (8201 m) i Gasherbrum II (8035 m). Został też dwa razy uhonorowany złotymi medalami za wybitne osiągnięcia sportowe, a w 1999 roku otrzymał prestiżową nagrodę "Kolosa" za zimową wyprawę na K2. Oczywiście jest to najbardziej możliwy skrót osiągnięć, ale wystarczający do tego, by zdać sobie sprawę, że autor jest doświadczonym i wybitnym polskim himalaistą.
Pierwsze wydanie tej książki, które miało miejsce 20 lat temu, odniosło olbrzymi sukces. Teraz po dwóch dekadach ukazało się wydanie zaktualizowane i zawierające również krytyczne spojrzenie na kwestię tragedii, która rozegrała się przy zejściu z Broad Peak.
„Zwyciężyć znaczy przeżyć” to wciągająca i porywająca książka o górach, wspinaczce, wyprawach, ale przede wszystkim to książka o ludziach, których Alek spotkał podczas swojego życia. Wszystkie historie czy wątki autor opisuje bez zachowywania jakiś tematów tabu. Nie ucieka od emocji czy zachowań, które towarzyszą wspinaczom w różnych momentach ich życia. Wszystkie sytuacje, jakie są przedstawianie w tej książce, Alek przedstawia dokładnie tak jak je odbierał w danym momencie, bez przejaskrawiania czy wybielania. Dotyczy to zwłaszcza momentów przez, które przetacza się obraz wypadków czy śmierci. Są to sytuacje, które zdarzają się w górach, zwłaszcza wysokich, a które w większości przypadków w innych pozycjach są pomijane czy traktowane wzmiankowo. Tutaj autor książki opisuje je dokładnie tak jak je odbierał w danym momencie. Poza tymi trudnymi tematami, autor porusza wiele ciekawych i zabawnych historii, nie ucieka również od tematów społeczno – politycznych.

Śmiało można rzec, że „Zwyciężyć znaczy przeżyć” jest swego rodzaju biografią autora, w której przedstawia spektrum całego swojego życia związanego ze wspinaczką. Pierwsze kroki w Klubie Wysokogórskim, pierwszy wyjazd w góry, najpierw Karkonosze, potem Tatry, trochę wspinaczki w Alpach, Pamir i w końcu Himalaje i Karakorum. Przez wszystkie te okresy jego życia przewijają się setki bardziej lub mniej znanych wspinaczy, którzy w jakiś charakterystyczny sposób odcisnęli swoje piętno na życiu autora i epizody z nimi związane zostały opisane w tej książce.

Autor nie ukrywa, że na takich wyjazdach wspinacze spożywali alkohol, czy by zdobyć środki na pobyt lub opłacanie tragarzy musieli szmuglować jakiś drobny sprzęt AGD do Pakistanu. Takie były czasy, że dewizy (czyt. dolary) były bardzo trudne do zdobycia, a w wysokich górach były (i są do dzisiaj) środkiem płatniczym, w którym rozliczana jest wyprawa. Autor sam podkreśla, że obecnie jest znacznie łatwiej zdobyć niezbędny sprzęt czy fundusze na wyjazd. Są sponsorzy, można dostać granty, w końcu można samemu sporo pięniędzy odłożyć, by móc zrealizować plany związane z wyjazdem. W czasach PRL było znacznie trudniej zdobyć niezbędne tysiące dolarów na wyprawę. Poza tym, opisując sytuacje nieobce pokoleniu 40+ autor nawiązuje bliski kontakt z czytelnikiem, który może powrócić wspomnieniami do okresu tamtych, jakże trudnych lat, gdzie każdy radził sobie na swój sposób z zastaną rzeczywistością.

Warto też zauważyć, że Alek Lwow w swoim opracowaniu wiele miejsca poświęca Tatrom i schronisku ulokowanemu nad Morskim Okiem.

Przez wiele lat autor regularnie, kilka razy w roku odwiedzał to miejsce i do którego obecnie wraca w sentymentalnych wspomnieniach. Przywołuje on z pewną nostalgią specyficzny klimat tego obiektu, który oprócz rzeszy różnego typu „łojantów” zapewniali również legendarni prowadzący gospodarze, czyli rodzina Łopińskich. Mocno zwraca uwagę na fakt, że obecnie schronisko jak i otaczające je góry znacznie straciły na klimacie, który niegdyś tam panował. Powodem takiego stanu rzeczy jest oczywiście zwiększona komercjalizacja obiektu, która jest efektem większego ruchu turystycznego.

Warto też wspomnieć, że w książce co jakiś czas poruszane są sprytnie wątki społeczno-ideologiczne. W końcu jest to książka o ludziach, w związku z czym takie wstawki dziwić nie mogą. Alek kategorycznie przeciwstawia się stawianiu krzyży w górach, w miejscach tragicznych bądź cudownych ocaleń. Porusza również temat krzyża w szkołach, angażowania się środowiska wspinaczkowego w politykę oraz rozkłada na czynniki pierwsze problem pojęcia żydostwa. Ten ostatni wątek jest o tyle ciekawy, że jak człowiek zda sobie sprawę w jakich odniesieniach i jakich momentach używa tego pojęcia, to może się wydawać, że problem antysemityzmu jest dość poważny. Jednak w dzisiejszych czasach określenie to już tak mocno straciło na pejoratywnym zabarwieniu określenia nacji, że śmiało można powiedzieć, iż jest bardziej synonimem słowa chytry, chciwy lub też wielu innych, a nie określeniem narodowości. Stąd też zupełnie się nie zgadzam w tej kwestii z autorem i uważam, że Polacy nie są antysemitami, a przynajmniej nie w takim stopniu w jakim wskazuje używanie tego słowa.

Do krytycznych uwag można zaliczyć fakt, że autor często skacze po różnych wątkach. Czasem trudno się w tym wszystkim połapać, ale z drugiej strony, każde nazwisko wymienione w książce zasługuje na krótki choćby kilkunastolinijkowy akapit.

Na koniec jeszcze warto wspomnieć o zdjęciach, które zostały zamieszczone w książce. Zdjęcia, przy których człowiek zatrzymuje się czasem dłużej. Mają nie tylko swój charakter, ale dzięki nawet lakonicznym dopiskom są bardzo wymowne i potrafią spowodować zadumę i refleksję. Dodatkowo, zdjęcia archiwalne, często czarno-białe, pokazują również styl dawnej epoki – ubrania w jakich himalaiści chodzili czy sprzęt jakim dysponowali.

Czy warto przeczytać książkę? Zdecydowanie tak! Można poznać wielu ludzi od zupełnie innej strony, jako zwykłe osoby, którym przytrafiają się różne, ciekawe perypetie życiowe, czasem komiczne a czasem tragiczne. Książka opowiada również o ekspedycjach górskich, klimacie jaki panował w ubiegłym wieku na takich wyprawach, różnicach pomiędzy wspinaczami epoki lat 80-tych i 90-tych, a tymi z lat obecnych, różnicach w sprzęcie itd. W końcu śmiało można rzec, że ta pozycja to wielkie kompendium wiedzy o wspinaczce i ludziach z nią związanych w XX wieku. Jednym słowem - Alek wielkie dzięki za taką książkę.


Poniżej przedstawiam fragment jednej z wielu opowieści dotyczących Schroniska

Morskie Oko i klimatu panującego w tamtych czasach. Dziś podobne sytuacje niestety są trudne do wyobrażenia.

Któregoś dnia uczestniczyłem w oblężeniu okienka zachodniego pokoju na trzecim piętrze* Morskiego Oka. Wspólnie ze Zbyszkiem Skoczylasem, Januszem Mączką i kilkoma innymi dzielnymi wojownikami nacieraliśmy śnieżkami od strony podwórka, zaś garstka obrońców odgryzała się słabo przy użyciu hydronetki. Nasze kule raz po raz lądowały wewnątrz pokoju i zdawało się, że wkrótce zwyciężymy. I oto nagle, prze dłuższy czas w ciemnym prostokącie okienka nie pojawił się żaden z oblężonych. Co za tchórze! Oburzeni łatwym sukcesem, zaczęliśmy prowokować przeciwnika znanymi z klasyki literackiej okrzykami wojennymi typu: No, dalejże, skurwysyny, pokażcie się albo poddajcie! W tym momencie w oknie pojawiła się jakaś sylwetka, którą – nim zdołaliśmy pomyśleć – zasypał grad kul i najgorszych obelg. Ostatnie z nich zamarły nam na wargach. W oknie stała Dziunia (red. kierowniczka Schroniska).

Ja Wam dam skurwysyna! - wrzasnęła.

To była kompletna klapa. Gniew kierowniczki był najprawdziwszy, a przez to straszny. Należało ja przebłagać, tylko jak? Po naradzie udaliśmy się pod drzwi przylegającego do sali jadalnej prywatnego pokoju Łapińskich i ustawieni w karnym ogonku padliśmy na kolana. Wtedy znajdujący się na czele kolumny Skoczylas (w końcu kumpel Dziuni od lat!) zapukał do drzwi, a gdy rozległo się „proszę!”, wczołgaliśmy się na kolanach do środka, chórem błagając o przebaczenie. Zupełnie rozbrojona pani Wanda wybaczyła nam i poczęstowała wszystkich kieliszkiem litworówki właśnie.

* wyjaśnienie trzeciego piętra w Morskim Oku należy poszukać w książce.

 

 

Autor: Lwow Aleksander
Wydawca: Bezdroża grupa Helion
Ilość stron: 448
Rok wydania: 2013

Księgarnia internetowa BEZDROZA.PL

Alek Lwow zwyciężyć znaczy przeżyć

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież













Strona www.gorskapasja.pl korzysta z plików cookies. Pliki cookies pomagają w lepszym działaniu serwisu, mogą być wykorzystywane przez nas serwis w celach statystycznych i reklamowych, aby serwis był dostosowany do potrzeb użytkowników. Stosować je mogą również współpracujące z nami firmy i reklamodawcy. Pliki cookies możesz wyłączyć w opcjach Twojej przeglądarki. Brak wyłączenia oznacza akceptacje cookies.

  Akceptuję politykę cookies na tej stronie.
EU Cookie Directive Module Information